- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.Jerzy Bandrowski Jesienią Saga Jesienią Zdjęcie na okładce: Shutterstock Język, postacie i poglądy zawarte w tej publikacji nie odzwierciedlają poglądów ani opinii wydawcy. Utwór ma charakter publikacji historycznej, ukazującej postawy i tendencje charakterystyczne dla czasów, z których pochodzi. Copyright (C) 1913, 2021 SAGA Egmont Wszystkie prawa zastrzeżone ISBN: 9788728050439 1. Wydanie w formie e-booka Format: EPUB Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora. Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro. Śnieżkowa stała w oknie i w zamyśleniu patrzyła przed siebie. Dzień był smutny, jesienny, wiatr szumiał i rzucał deszczem o szyby, które dzwoniły z cicha. Okno wychodziło na mały przystanek kolejowy z czerwonej cegły, obrosły rdzewiejącym, krwawo-rudym winogradem, otoczony czarnym już żywopłotem i kilku drzewami, na których gałęziach kołyszą się zwykle zmokłe, kraczące wrony. Gdzieś, daleko, w nieznaną przestrzeń biegną szyny plantu kolejowego, połyskujące wilgocią, jakby wysmarowane tłuszczem. A dalej widać żółty gościniec, wspinający się na górę między szerokiemi, czarnemi polami; na samym szczycie, po prawej stronie drogi, niewielki cmentarz, okolony białym murem; po lewej, na żółtej, gliniastej wyrwie, czarna, rozłożysta sosna z podmulonemi i sterczącemi w powietrze korzeniami. A jeszcze dalej wysokie, porosłe lasem góry, czarne dziś, niewyraźne, kurzące siwemi mgłami i Niebo wisi nisko nad głową, ołowiano-szare, bezbarwne, jak brudna, szara, mokra płachta. Dwa razy na dzień z hukiem i gwizdaniem przebiega pociąg tę cichą dolinę. Czasami na gościńcu pokaże się baba jakaś, zawinięta w białą płachtę, lub chłopski wózek, zaprzężony w małe, góralskie szkapiny, toczy się na dół z zakutanym woźnicą, podskakującym nierówno na niewygodnem siedzeniu. Nie smutek, ani melancholia, ale nieme, zdradliwe przygnębienie idzie od tych pól czarnych i zmokłych, od tych mgieł, które, zda się, zaczepiwszy o śpiczaste wierzchołki świerków, napróżno kołyszą się i miotają, nie mogąc oderwać... Oczy pani Śnieżkowej biegną po pustych polach, hen, ku temu cmentarzowi, gdzie w wietrze drżą zeschłe, zmoczone trawki i kwiatki na małych mogiłkach. Tam, w najtajniejszych głębiach serca, brzmi wciąż jakieś ogromnie boleśne słowo, pełne zabijającej Napróżno zagłuszać je, napróżno przerzucać myśl w krainę dziennych, drobnych zabiegów. Słychać wciąż ten nieznośny, nieubłagany szept uparty, jak mruczenie rynien pod ścianą. Pani Śnieżkowa przechadza się po pokoju, wreszcie, usiadłszy przy pianinie, zaczyna grać jakąś bardzo starą piosenkę salonową z czasów, gdy włosy miała takie jasne, złote, a duszę świeżą, wesołą.... Zgasły, zgasły te jasne, czyste, słoneczne ucichła ta pieśń, pełna szczęścia i pogody, jaką dusza drżała. Pani Śnieżkowa przerwała i zamyślona wystukuje jednym palcem szwedzką piosenkę z jakiejś szkoły fortepianowej. Strasznie smutna melodya płynie tak wolno, obojętnie, a tak niewypowiedzianie tęsknie. Uderzyła niecierpliwie w klawisze i znowu stanęła w oknie. Po policzkach jej ściekają ciche łzy, niewysychające i niewyczerpane, jak krople deszczu, spływające po szybie. Mogiłki, mogił Bardzo źle i mizernie wygląda dziś pani Śnieżkowa, zielona, z pomarszczoną twarzą i jasno-niebieską, nabrzmiałą żyłą, która przecina jej twarz od skroni aż do policzka; owinięta czarną chustką, z oczami zmęczonemi, z pomarszczonemi powiekami, dźwigającemi się leniwie, przypomina raczej czekającą na swój koniec babcię, niż -- młodą mężatkę. Albowiem, pomimo skończonej pięćdziesiątki, pani Śnieżkowa była mężatką od dwóch lat zaledwie. O, życie im nie ułatwiło nigdy niczego, a ta odrobina -- czego? -- szczęścia? -- spokoju co najwyżej, opłacona była długoletniem, cierpliwem i zrezygnowanem oczekiwaniem i poniewierką. Śnieżkę poznała przed dwudziestu laty, już będąc sama niemłodą panną; był wtedy na trzecim roku teologii, ona zaś nauczycielką prywatną. Bardzo ładną nie była nigdy, ale miała dobre serce i -- jak mówiono -- ogromnie wiele wdzięku. Dawniej, dawniej, dawno już Śnieżko zakochał się w niej. Przykuł ją do siebie swą wierną, cierpliwą miłością. Czuła się tak samą, a oto zjawił się jedyny człowiek, którego wszystkie myśli, cała energia życiowa skupiła się tylko na niej. Są ludzie, do których życie ma jakieś uprzedzenie, nie chce ich znać, toleruje ich na jakichś podrzędnych stanowiskach, odrobinę zadowolenia każąc im okupywać ciężką i jałową pracą nie dla siebie nawet; podporządkowuje ich swym prawom, nie robiąc dla nich nigdy żadnych wyjątków, przeciwnie, mierzy ich najsurowszą miarą, a sądzi bezwzględnie, bez miłości i przebaczenia. Do takich ludzi należeli Śnieżkowie. Ich miłość nie była radosnym hymnem ludzi, którzy, kochając, dostają skrzydeł u ramion, nie była roześmianą sielanką tych, którzy dla cichego szczęścia wyrzekają się rozkoszy hucznego świata i świetnych obietnic życia. Wyznawszy sobie swe uczucia, postanowiwszy urządzić sobie życie według swej woli, musieli przedewszystkiem trzeźwo i dokładnie obliczyć swoje siły. Bo już mieć swą własną wolę było z ich strony zuchwalstwem. Obmyślili tedy plan najprostszy, a zarazem najtrudniejszy. Śnieżko, nie czując powołania do duchownego stanu, postanowił wystąpić z seminaryum, a ponieważ nie miał środków na dalsze kształcenie się, musiał utrzymywać się z guwernerki tak długo, pókiby nie znalazł gdzieś lub nie wysłużył sobie jakiejś skromnej posady, lub pókiby nie zebrali jakiegoś kapitaliku. Spodziewali się może, że będą się mogli częściej widywać, że będą mieszkali w sąsiedztwie? Los rzucał nimi po odległych kątach kraju, ciągle gdzieindziej. Widywali się raz na rok, na Boże Narodzenie. Siadali wówczas w kącie i trzymając się za ręce, układali plany, wykonalne w dalekiej przyszłości, lub może -- nigdy. Smutne to było narzeczeństwo. Kto inny starałby się wziąć od życia przynajmniej zaliczkę, rzuciłby się na oślep w wir, w zamęt i wydarłby coś dla siebie, albo, zbuntowawszy się, grałby ,,va banque" i zginąłby zgnieciony przeznaczeniem, z mściwem, wyzywającem ,,veto"! na ustach. Ale oni, którzy siadali zawsze na szarym końcu, wiedzieli, że muszą przedewszystkiem czekać.
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, powieść historyczna, powieść społeczno-obyczajowa |
Wydawnictwo: | SAGA Egmont |
Rok publikacji: | 2021 |
Liczba stron: | 49 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.