Szelmowska, pełna inwencji, literackich aluzji i ciętego humoru wyprawa w nieodgadniony świat żydowskiej duszy. Nechemia Kohen to znawca Tory, niedowiarek, oszust i zaprzysięgły włóczęga. Z sześcioma palcami u ręki, niepohamowaną pasją do ksiąg i wątpliwym kręgosłupem moralnym, porzuciwszy żonę i córki, wyrusza na spotkanie z Mesjaszem, który właśnie się objawił i wkrótce upadnie: Szabtajem Cwi. Wraz z bohaterem trafiamy w sam środek XVII wieku, jednej z najbardziej burzliwych epok w historii Żydów. Poznajemy ją z punktu widzenia nie głównych graczy, lecz niezliczonej ilości pobocznych postaci: rabusiów, cudownych ozdrowieńców, wędrownych aktorów, żydowskich, muzułmańskich oraz chrześcijańskich wizjonerów, którzy towarzyszą Nechemii w tej pełnej przygód odysei pieszo, na wozach i chybotliwych statkach, przez rozległe krajobrazy Europy, klasztory, synagogi, targowiska i rozstaje dróg, z malutkiego Komarna pod Lwowem do wielkiego Konstantynopola. Czasem wydaje mi się, że historia może być opowiadana wciąż na nowo w zależności od perspektywy, którą przyjmiemy. Tak też jest i w tej łotrzykowskiej powieści. Ukazuje nam się siedemnastowieczna Rzeczpospolita, w jednym z najdramatyczniejszych momentów swej historii, widziana oczami mimowolnego awanturnika, kabalisty i włóczęgi Nechemii, wplątanego w dzieje fałszywego Mesjasza ze Smyrny. Świetna zabawa i dużo nieoczywistej wiedzy. Olga Tokarczuk