11 Sierpnia 1999 roku miało miejsce zaćmienie słońca. W trakcie towarzyszącej mu burzy zostaje zgwałcona młoda dziewczyna, która wkrótce dowiaduje się, że jest w ciąży. Czy zechce urodzić niechciane dziecko i czy będzie chciała je wychować? Jak dziwne sny, wizje i wydarzenia wpłyną na losy Marty i jej nienarodzonego dziecka? Michał jest młodym, doskonale zapowiadającym się doktorantem i archeologiem. Ma kochającą dziewczynę i jasno rysującą się przed nim karierę i przyszłość. Jurek jest księdzem, walczącym z utratą wiary i nałogiem alkoholowym. Ich losy zostają złączone, gdy razem dokonają niezwykłego archeologicznego odkrycia w starożytnym Efezie w Turcji. Znajdują dziwne artefakty i przepowiednię mówiącą o wydarzeniach, jakie mają się wkrótce rozegrać, w czasach jak najbardziej dla nich współczesnych. Jaki będzie związek nienarodzonego dziecka z odkryciami na wykopaliskach i czy zdążą rozwiązać zagadkę, zanim kolejne znaki ukarzą się na niebie? Kiedy Jezus Chrystus przychodził na świat, jego nadejście zwiastowały proroctwa i trzy gwiazdy. To właśnie one przyprowadziły do niego mędrców i oznajmiły światu nadejście Mesjasza. 9 miesięcy po zaćmieniu byliśmy świadkami połączenia na niebie nie trzech, ale sześciu ciał niebieskich. Co mogą oznaczać takie zjawiska i czy mogą zwiastować nadejście czegoś szczególnego? Odpowiedź znają jedynie członkowie tajnej organizacji, która od wieków czekała na to szczególne zaćmienie i koniec drugiego tysiąclecia...

Znaki to pełna pasjonujących wydarzeń powieść przygodowa w najlepszym tego słowa znaczeniu, która mogłaby śmiało konkurować z bestsellerami Dana Browna. Mamy tu odwieczną walkę dobra ze złem, w której na pierwszy rzut oka nie wiadomo, kto walczy po dobrej stronie. Spiski, zagadki, wyścig z czasem, walka z własnymi słabościami, a wreszcie zaskakujący finał gwarantują fascynującą lekturę, od której trudno się oderwać.

 

Fragment:

- Zaczynamy. - Michał rozdzielił liny i belki podtrzymujące. Operacja polegała na podważeniu płyty wystarczająco wysoko, by oparła się na saniach, które zostałyby opuszczone na schody, a następnie po nich wciągnięte. Nikt nie wiedział, ile całość może ważyć, dlatego podważanie i opuszczenie stanowiło najtrudniejszą część zadania. Krawędzie płyty, dokładnie oczyszczone z piachu, stanowiły łatwy cel dla przewiązanych szmatami łomów. Napięte liny i skupione oczy robotników błyszczące w blasku płomieni ognia dały Michałowi i Jurkowi sygnał do rozpoczęcia. - TERAZ!!! - krzyknęli jednocześnie. Sami naparli z całych sił na łomy i belki. Płyta ustąpiła z niesłychaną łatwością. Okazało się, że jest znacznie lżejsza i cieńsza niż przypuszczali. W następnej chwili opierała się już bezpieczna na saniach i powoli jechała w dół. Robotnicy także byli bardzo zdziwieni lekkością kamiennego zabytku. Zaledwie czterech ludzi wystarczyło, aby wciągnąć ją po kilku stopniach na górę. Dalszy ciąg schodów biegł w dół pod tym samym kątem i z pewnością było to dzieło wybudowane przez tego samego budowniczego. Ściany i sufit podziemnego tunelu wykute były w skale, tworząc wąskie łukowe sklepienie. W blasku słabych latarek widać było koniec tunelu i płaską podłogę wnętrza. - Weź to. - Michał podał księdzu jednorazową maskę. - I obejrzyjmy... co tam jest? - Chodźmy. Ksiądz, zgięty w pół, powoli zaczął schodzić po schodach, a zaraz za nim stąpał Michał. Znaleźli się w podziemnej krypcie. Miała około stu osiemdziesięciu centymetrów wysokości, około trzech i pół metra szerokości i około sześciu długości. - Co to?!? - Jurek wskazał na około metrowe ceglane wzniesienie w kształcie katafalku. Obydwaj stali jakby zastygli w gęstym powietrzu. Przez chwilę żaden nawet nie drgnął. Michał z wrażenia ściągnął z twarzy maskę. Do jego nozdrzy zamiast stęchlizny i duchoty dotarł cudownie orzeźwiający zapach tysięcy kwiatów. Woń poczuł również Jurek i obydwaj nie wiedzieli, czemu dziwić się bardziej temu, co widzieli, czy temu, co czuli. Zapach był wszędzie. Mogli myśleć, że zanurzyli się w nim i przesiąkli od stóp do końców włosów. Odczuwali go nie tylko przez nos, ale również całym ciałem. Jeszcze większe zdziwienie potęgowało to, co widzieli na katafalku. Leżał tam stary mężczyzna. Jego włosy i broda były jednakowo platynowej barwy. W świetle latarek zdawały się świecić własnym blaskiem podobnie jak biała szata, w którą był ubrany. Wszystko to nie byłoby takie dziwne, gdyby nie jego ciało. Powoli zbliżali się do katafalku. Z każdym krokiem nie mogli uwierzyć w to, co widzieli. Ciało człowieka nie wykazywało jakichkolwiek, nawet najmniejszych oznak rozkładu. Patrząc na niego z dwóch metrów można by pomyśleć, że człowiek ten śpi. Dłonie miał złożone na piersi i przykrywał nimi metalowe przedmioty o podłużnych dziwnych kształtach.