Wyobraźmy sobie dom otwarty warszawskiej inteligencji w siermiężnym okresie PRL. Na brydża wpada Mieczysław Czechowicz. I oczywiście nie stroni od żartów. Bywają Stefania Grodzieńska, Jerzy Jurandot, Jan Kobuszewski, Irena Dziedzic. Wiesław Gołas na poczekaniu wymyśla skecze. Pan tego domu, to Włodzimierz Dzięciołowski, dziennikarz i satyryk, podobnie jak jego ojciec, Alfons. Pani domu - Ludwika Woyciechowska- Dzięciołowska, zwana Wisią, recenzentka teatralna i dziennikarka, podobnie jak jej siostra Danuta i szwagier Ryszard Winter-Rudnicki. Ot, intelektualiści, mole książkowe. Wisia, potrafiąca „pożreć” kilkaset stron w jeden wieczór, Włodek, analizujący zdanie po zdaniu. Zapaleni brydżyści. A przede wszystkim rodzice Piotra Dzięciołowskiego, autora „Pasjansa z niepotasowanych kart". To niezwykła książka. Napisana pięknym, potoczystym językiem, lapidarna, gęsta od emocji, osobista. Chociaż opisuje historię rodziny dziennikarskiej od pokoleń, nie jest typowym, skonstruowanym linearnie, chronologicznie uporządkowanym wspomnieniem. Piotr Dzięciołowski, doświadczony dziennikarz z 36-letnim stażem wie, że barwna opowieść, napisana bez zadęcia i patosu, lepiej charakteryzuje wydarzenia i uczestniczących w nich ludzi, niż precyzyjnie uporządkowany lecz suchy zbiór faktów. A flashowy, wręcz migawkowy sposób narracji zmusza czytelnika do konfrontacji z własnym zasobem wiedzy o opisywanych ludziach i czasach, w których żyli. Autor wyciąga więc, jak atuty z rękawa niepotasowane karty pasjansa, anegdoty, fragmenty listów i obozowego pamiętnika ojca, wiersze pisane przez dziadka, ojca i własne, historie zasłyszane od matki, oraz ciekawych osób spotkanych przez autora w reporterskiej drodze. Sytuacje opisane przez Piotra Dzięciołowskiego zaskakują, bawią i wzruszają. Budzą sentyment, tęsknotę nie tyle do czasów, ile do ludzi minionej epoki, kiedy tzw. dusza towarzystwa była ciekawym człowiekiem a nie nudnym i pustym celebrytą. Kiedy inteligent był nie tylko udręczonym twórcą, ale też, jak powiedziałby Florian Znaniecki, człowiekiem zabawy. Czytamy więc te niepotasowane karty, raz jeszcze się przekonując, że nawet w bardzo dramatycznych sytuacjach (wojna, marzec '68) poczucie humoru bywało jedynym dostępnym kołem ratunkowym.

recenzja Marii Mamczur