Dawno, dawno temu przeczytałam bajkę Roalda Dahla „Wielkomilud”.

Dawno, ale już nie tak dawno temu, kiedy zaczęłam prowadzić zajęcia w domu kultury, dzieciaki wymusiły na mnie tę opowieść. Na koniec każdego spotkania kładliśmy się na wielkim dywanie, a ja opowiadałam kolejną część bajki. Oczywiście punktem wyjściowym byli bohaterowie Dahla. Z Wielkomiluda zrobił się Lubolud. Zosię zastąpiła Basia. Kęsochłap został przerobiony na Wyrwignata, a Kościochrup – na Pyszczymorda.

Na tym jednak skończyło się podobieństwo obu bajek, bowiem przygody „moich” bohaterów w niczym nie przypominają wielkomiludzkich dokonań. Mroczny Świat Margola przesiąknięty jest bardzo polskimi korzeniami, w odróżnieniu od mocno angielskiego klimatu „Wielkomiluda”. 

Moja bajka, z racji bieżących trendów, musiała też trochę przypominać telenowelę brazylijską, ano po to, by młode dziewczątka z zapartym tchem jej słuchały. Z drugiej jednak strony, starałam się opowiedzieć historię, która czegoś dzieci i nas dorosłych nauczy. Czego?...

Ach, przeczytacie Państwo sami! Nie mogę przecież zdradzać pasjonujących i zaskakujących szczegółów bajkowej akcji!

Mam tylko nadzieję, że nasi najmłodsi polubią tych „dobrych” i tych „złych” bohaterów, a my – starsi – spróbujemy im wytłumaczyć, dlaczego i w książce, i w życiu jest, jak jest...

(ze wstępu)