Niezwykła, świetnie napisana powieść kryminalna z wątkiem szpiegowskim w tle, której akcja nie zwalnia ani na chwilę. Śledztwo prowadzi lekarz-detektyw – doktor Kostrzewa, przed którym, w tym przypadku, postawiono zadanie niezwykle trudne, a nawet niebezpieczne, bowiem za serią brutalnych przestępstw stoją potężne, wrogie siły. JOLQ (lubimyczytac.pl): Tego było mi trzeba! Nie ma to jak stary dobry kryminał i mimo, że nie kręcą mnie akcje i konspiracje, to akurat w tej książce wszystko mnie pochłonęło. Może to styl pisania, może słownictwo, nie wiem. Taki kryminał zawsze będzie trzymał w napięciu, telefony na podsłuchach, brak telefonów komórkowych, każdy mógł działać w różnych organizacjach, szpiedzy, milicja. Dla kogoś w moim wieku zawszę będzie to jakaś namiastka tego jak było kiedyś. Sama książka cały czas karmi nas akcją, nawet na chwilę nie zwalnia. Jak można się domyślić jest morderstwo i jest Urząd Bezpieczeństwa który próbuje rozwiązać sprawę i złapać winnego. Okazuje się, że w sprawę nie jest zamieszany tylko jeden człowiek, po śmierci kolejnej osoby sprawę otrzymuje doktor Kostrzewa. Tak naprawdę o bohaterach wiemy naprawdę niewiele i o ile normalnie by mi to przeszkadzało tak w przypadku tej książki kompletnie nie czułam takiej potrzeby, akcja pochłonęła mnie na tyle, że każde przerywniki mogły by mnie wybić z rytmu. Dla kogoś czytającego dzisiejsze kryminały ta książka na pewno będzie miłą odskocznią bo nie ma w niej super szybkiego internetu, super ekstra technologi i innych cudów. Polecam. SPECTATOR_ZM (lubimyczytac.pl): Wielu współczesnych pisarzy miałoby problem, by podobną opowieść kryminalną ze szpiegowskim wątkiem w tle napisać w sposób tak spektakularny i tak trzymający w napięciu. Jest to opowieść o niezwykle zdeterminowanym oficerze UB, który nie zważając na wszechogarniające trudności z niezwykłą pasją i oddaniem podjął trop za niezwykle groźną i niebezpieczną bandą przestępców. Zrujnowana Warszawa kilka lat po wojnie, podejrzane meliny i wreszcie akcja przenosi się na głęboką prowincję, w Borkowskie lasy, gdzie najbliższy działający telefon dzieli odległość ok. 20 km. Nie ma jak zawiadomić kogokolwiek, trzeba uparcie iść w ślad za przestępcami. Muszę przyznać, że mimo wszelkiej anachroniczności czytało się tę powieść znakomicie. Niezwykle wartka akcja, charakterystyczny styl dialogów znany z okresu przed-, i powojennego, no i intryga, którą Kostecki splótł po mistrzowsku! Prawdziwa perełka z tamtych czasów! Polecam gorąco nie tylko czytelnikom pamiętającym ten ponury okres, ale też młodszym, choćby dla porównania ze współczesnymi kryminałami! GRZEGORZ CIELECKI (KlubMOrd.com): Wchodzimy nie w jeden (tytułowy) zaułek, ale w dziesiątki zaułków, a w każdym z nich, jakiś zwrot akcji, kolejna postać, nowe poszlaki, zanegowanie tychże poszlak, kolejny trup itd. A wszystko to niedookreślone, niepełne, brakujące i mimo pochłonięcia ponad 400 stron mamy niedosyt i czujemy się bliżej początku niż końca. A wszystko dlatego, że zaułek to przecież nie rozświetlony słońcem pusty plac tylko miejsce ciemne, gdzie widzimy zaledwie jakiś szczegół, ewentualnie zarysy konturów. Na pewno natomiast nie widzimy i nie wiemy wszystkiego. I się nie dowiemy. Na tym między innymi polega wielkość „Zaułka mroków”. Mroki nie zostaną rozświetlone, nie liczcie na to. Za to  w mrokach można się rozsmakować, trochę poprzebywać. Bo lektura wciąga jak cholera. „Zaułek mroków” to bowiem taki „Ulisees” polskiej powieści milicyjnej. Przepastna intryga zaczyna się od zastrzelenia redaktora Józefa Lebiody. Przychodzi do niego dwóch ludzi w kapeluszach i wykonuje wyrok. A jak wyrok to i organizacja. Jaka organizacja? Kto nią kieruje? Tego, jak nie wiedzieliśmy na początku, nie dowiemy się nigdy. Koniec śledztwa to tylko połowiczny sukces. Służba Bezpieczeństwa aresztuje pionki, a Centrala działa dalej. Utwierdza nas do w przekonaniu, że praca UB to niezbędny, wytężony i nigdy nie kończący się trud.  Za to ile się dzieje. „Zaułek mroków” zapełnia kilkudziesięciu bohaterów z obu stron barykady. Na froncie ideologicznym trwa śmiertelna walka. Formalnie śledztwem dowodzi pułkownik Kociuba. Niezależnie od podległego mu aparatu śledztwo prowadzi równolegle oficer śledczy Sierakowski. Gdy ten ginie, przejechany przez samochód gdzieś w ruinach Powiśla szefostwo UB uznaje, że jest tylko jedna szansa, by pchnąć sprawę do przodu. Trzeba ściągnąć z gdyńskiego urzędu samego doktora Kostrzewę. To nasz as atutowy, który wsławił się już w poprzedniej książce Kosteckiego, legendarnym „Cieniu na pokładzie”. Niektórzy znawcy twórczości Kosteckiego uważają „Zaułek mroków” za jego najlepszą książkę, a przynajmniej mająca największy epicki rozmach. Podzielam tę opinię. Nota: przytoczone powyżej opinie są cytowane we fragmentach i zostały poddane redakcji. Książka wydana w ramach serii: Kryminał z myszką – Tom 9. Projekt okładki: Pola Augustynowicz.