„Religia zdrowia jest pozbawionym humoru, żarłocznym tyranem, który od rana do wieczora maltretuje ludzi, grozi, poucza i poprzez rytualną paplaninę usypia niezależne myślenie. Ludzie nie wierzą już w dobrego Boga, ale w zdrowie, a wszystko, co wcześniej czyniono dla dobrego Boga - pielgrzymki, posty, dobre uczynki, dzisiaj czyni się dla zdrowia. Przy tym zdrowie, podobnie jak wszystko w naszym społeczeństwie, uznawane jest za produkt możliwy do stworzenia. Oznacza to, że dla zdrowia trzeba coś robić, że z niczego nie ma nic; a ten, kto umiera, jest sam sobie winien. I dlatego ludzie biegają po lesie, jedzą ziarna albo coś jeszcze gorszego, a później i tak umierają.”

Lekarze to nie bogowie, a fitness nie jest wszystkim czego potrzebujemy aby być bardziej radosnymi i cieszyć się życiem? Błyskotliwe i niezwykle zabawne analizy Manfreda Lütza poświęcone są zdrowiu jako skostniałej fundamentalistycznej religii – szpitale stały się dziś katedrami, rytuał przyjmowania leków i pigułek przypomina sposób, w jaki mnisi spożywali posiłki - apostołowie zdrowego trybu życia, guru fitnessu i najwyżsi kapłani wiecznego piękna niszczą naszą radość życia. Autor w swojej książce posługuje się satyrą piętnującą przesadzone dążenie do superformy i starości pozbawionej zmarszczek.

W takim razie jak powinna wyglądać polityka prozdrowotna? Na miejscu pełniącego rolę świętej krowy „zdrowia" Lütz umieszcza koncepcję całościową, w której zdrowie nie jest wyłącznie sztucznym produktem przemysłu zdrowotnego. Zamiast żyć tylko po to, aby zapobiegać, żeby później młodo umrzeć, autor proponuje rozkoszowanie się cennymi, niepowtarzalnymi momentami życia, przeżywanie ich i delektowanie się nimi.

Manfred Lütz to znany psychiatra, psycholog i teolog, utalentowany eseista jest obecnie jednym z najpopularniejszych niemieckich pisarzy.