Znane łacińskie powiedzenie brzmi: historia pulcherrima pars scientiae. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że dla Autorów rozpraw zawartych w tym tomie, w tym także dla piszącego te słowa, stwierdzenie to jest szczególnie miłe i satysfakcjonujące. Ale jeszcze większą satysfakcję – jak przypuszczam – możemy czerpać z tego, że zajmujemy się jedną ze szczególnych części tej dyscypliny naukowej. Zajmujemy się wszak historią wojskowości. Tutaj natychmiast ciśnie się na usta kolejne łacińskie powiedzenie, wedle którego bellum omnium mater. Czy jednak w naszych rozprawach (artykułach, monografiach, syntezach), ale także w rozlicznych przyczynkach, czy też podczas konferencyjnych dyskusji, potrafimy w pełni wykorzystać możliwości, jakie stwarza nasza specjalność? Czy w pełni zdajemy sobie sprawę z zadań, jakie przed nami ta właśnie historia wojskowości stawia? Potencjalne pole dociekań jest bowiem niesłychanie rozległe. W tym krótkim szkicu trudno wyczerpać wszystkie kwestie, które oczekują na współczesnych i potomnych badaczy, a jeżeli piszący te słowa porywa się na ten czyn, to wyłącznie w tym celu, aby dać wyraz radości, że oto zarówno Adresat tej książki, jak też wszyscy, którzy przesłaliśmy swoje teksty, w tej historyczno-wojskowej wspólnocie uczestniczymy. Cóż może bowiem być piękniejszego niż perspektywy wpierw badawczego trudu, a później radości z osiągniętego celu? A może powyższe przekonanie jest tylko wyrazem zadufania tej nie tak znów licznej grupy dziejopisów, dla których (dosyć często) liczba armat czy kolor mundurów wybranej kompanii strzelców jest sprawą ekscytacji, będąc równocześnie powodem litościwego pobłażania ze strony np. historyków kultury? Otóż nie. Mieli rację starożytni, stwierdzając bellum omnium mater. Dodajmy wszelako: wojna ze wszystkimi elementami jej towarzyszącymi: od struktur organizacyjnych, gospodarczych i społecznych poczynając, a na wymiarze obyczajowym, kulturowym kończąc. Dotyczy to wszystkich epok. To przecież zbudowanymi dzięki wojskowej technice i na potrzeby wojny drogami maszerowały rzymskie legiony, a za nimi pojawiała się rzymska kultura, język, prawo, obyczaje. A spójrzmy na rolę szeroko rozumianej wojskowości z perspektywy 500 lat późniejszej, na naszym słowiańskim obszarze. Na rolę książęcej drużyny nie 10 PROF. DR HAB. KAROL OLEJNIK tylko w procesie zdobywania terytorium, ale także na jej udział w procesie tworzenia struktur administracji państwowej. Czy to nie naczelnicy grodów i prowincji, wywodzący się przede wszystkim z książęcych wojowników, tworzyli zalążki dominującej niebawem na wszystkich polach warstwy feudałów? A w dalszej perspektywie – czy to nie oni feudałowie/rycerze/szlachta staną się nosicielami jakże atrakcyjnego modelu życia, w wymiarze materialnym, ale także (a może przede wszystkim) – kulturowym. To przecież strojna, kolorowa kultura rycerska, a później szlachecka, bez reszty zdominuje kulturę Rzeczpospolitej, a jej relikty widoczne są do chwili obecnej. Z powyższych uwag wynika, że specjalność, której poświęcamy nasz badawczy wysiłek, ma charakter wielowymiarowy, złożony. Badamy bowiem nie tylko wojnę, która często bywa ostatecznym rozwiązaniem splotu różnorodnych napięć, ale także działania, które ten konflikt poprzedzają, a także te, które stanowią o jego zakończeniu. Mamy tutaj na uwadze zarówno szeroko rozumiane działania wywiadowcze (rozpoznawcze), jak też dyplomatyczne. Słusznie zatem inicjatorzy niniejszej publikacji potraktowali tę swoistą triadę (wywiad – wojsko – dyplomacja) jako jedność. Działania tajnych służb znane są od zarania dziejów. Już wówczas ludzie starali się rozpoznać zamiary, plany oraz sposoby działania wrogów. Szpiegostwo, jako drugi najstarszy zawód na świecie, ma bardzo długą i bogatą historię. Profesja ta była i jest związana z polityką, a więc podjęto działania, by wziąć szpiegostwo pod kontrolę. Wyrazem tego było przyznanie dyplomatom immunitetu i ochrona przed aresztowaniem. Dyplomaci nie przewidzieli transformacji wywiadu w dwudziestym stuleciu i jej następstw. Nie zdawano sobie sprawy z tego, że jedna agencja wywiadu mogła dokonać zmian rządów w niektórych krajach i narzucić określony kierunek działań. Należy pamiętać, że błędne rozpoznania wywiadowcze wywierały fatalny wpływ na losy świata. Przykładem mogą być dane wywiadów mocarstw europejskich przed wybuchem I wojny światowej. Uważano, że wojna będzie trwać zaledwie kilka miesięcy. Kolejnym przykładem mogą być wydarzenia z 1938 r. i decyzja rządu brytyjskiego dotycząca unikania wojny z Trzecią Rzeszą oraz podpisanie układu monachijskiego. U podłoża błędnych decyzji należy dopatrywać się niewłaściwego rozpoznania potencjału militarnego Niemiec. Można wskazać przykłady innego rodzaju wykorzystywanych informacji wywiadowczych. Czy to nie wywiad Armii Krajowej pozwolił rozpoznać tajemnicę pocisków V2? Czy jesteśmy w stanie zanegować twierdzenie, że to ustalenia dyplomatyczne u schyłku II wojny światowej ostatecznie zadecydowały, że Lwów i Wilno zostały „zamienione” na Wrocław i Szczecin? Wprawdzie bez naszego decydującego udziału, ale to już inna kwestia. A czy to nie na naszych oczach wywiadowcze rozpoznanie państw wspierających Ukrainę pozwala jej siłom zbrojnym zadawać spektakularne ciosy agresorowi? Łatwo zauważyć tendencję do pomijania znaczenia wywiadu w wydarzeniach na świecie. Zaiste wynika to z niedoceniania roli percepcji. Wywiad interesuje się przede wszystkim informacjami. Nie da się ukryć, że informacja stała Wprowadzenie 11 się wyjątkowym kapitałem, którego posiadanie może zdecydować o przewadze na świecie. Rolę wywiadu należy postrzegać jako proces uzyskiwania określonych wiadomości w ramach przebijania się przez gąszcz tajemnic, weryfikowania sprzecznych faktów, fragmentów dokumentów, wspomnień czy wyznań. Działalność wywiadu, będąca domeną zainteresowań badawczych Profesora Henryka Ćwięka, jest okryta mrokiem tajemnic i wprowadzenie czytelnika w ten świat jest pożądane. Ten wielowymiarowy charakter badań historyczno-wojskowych kryje jednak w sobie swoiste „zagrożenie”. Skłaniać bowiem może do traktowania wyników poszukiwań przede wszystkim w kategoriach utylitarnych. Jeżeli tak, to łatwo wówczas dokonywać wyboru faktów (wydarzeń) użytecznych, z pominięciem innych, które by zniweczyły pożądany obraz. Dla przykładu sięgnijmy do tego okresu naszych dziejów, w którym (jakoby) wszystko było tak pięknie. Szumiały skrzydła husarii, bijaliśmy wszystkich, kmiotkowie pracowali, „łyki” coś tam wytwarzały, a szlachcic – jak to już wspominaliśmy – baczył pilnie, aby nic tego stanu rzeczy nie zakłóciło. Jednak w swoich badaniach nie możemy zapominać, że ów szlachcic, hegemon (gospodarczy, kulturowy, prawny), z szablą u boku i marsową miną, przekonany o ustrojowej doskonałości państwa, tworzył złudzenie siły Rzeczypospolitej. Poprzez blokowanie jakichkolwiek zmian ustrojowych powodował, że ukryta za tymi pozorami militarna mizeria (owszem – rozświetlana efektywnymi sukcesami bitewnymi) doprowadziła potężne państwo do zguby. Z drugiej strony ten wielowymiarowy charakter naszej specjalności zawiera szereg walorów. Zważmy bowiem, że ten mit Polaka wojownika (Polonus militans) stał się w okresie XIX stulecia, w sytuacji braku własnego państwa, swoistym rdzeniem, wokół którego budowano poczucie narodowej dumy i dążenia niepodległościowe. Sienkiewiczowskie książki nie zyskały oszałamiającej popularności z powodu miłosnych perypetii Skrzetuskiego, Wołodyjowskiego czy Kmicica, ale ze względu na ich rycerskie dokonania, które „krzepiły serca” rodaków we wszystkich zaborach. Twórczość malarska Matejki, Brandta czy Kossaków wręcz jest „uwięziona” w bitewnych dokonaniach przodków. To nic, że – jak to napisał złośliwy recenzent o Bitwie pod Grunwaldem Jana Matejki – „w takim tłoku to można co najwyżej pugilares zgubić, a nie bitwę rozgrywać”. Wymowa zobrazowanego tamże wojennego zwycięstwa przeważyła nad formą artystyczną. Nie kupiec, nie przemysłowiec, nie wynalazca, ale wojskowy właśnie, i to w wersji bohaterskiej, romantycznej, zdominował wyobraźnię kolejnych pokoleń. Ten kulturowy wzorzec „okołowojskowy” (że użyjemy takiej nazwy) był obecny na każdym etapie naszych dziejów. Ethos munduru znajdziemy w okresie dwudziestolecia międzywojennego, kiedy to armia stała się czynnikiem integrującym zróżnicowane po okresie zaborowym społeczeństwo. Legenda podziemnego wojska, a także sił walczących pod obcymi komendami w okresie II wojny światowej, była pielęgnowana w czasach PRL-u, często (jak to miało miejsce w odniesieniu do formacji Armii Krajowej) wbrew oczekiwaniom władzy. 12 PROF. DR HAB. KAROL OLEJNIK Współcześnie natomiast jesteśmy świadkami czerpania z tematyki bliskiej naszym rozważaniom, do prowadzenia „polityki historycznej”. To ostatnie jednak, obok zadowolenia, że nasza specjalność cieszy się uznaniem, powinno wzbudzać daleko idącą czujność, albowiem sięganie do militarnej przeszłości często dokonuje się w dosyć specyficzny sposób – nazwać go można kadłubowym. Historia wojskowości (zwłaszcza naszej, rodzimej) pełna jest elementów emocjonalnych, spektakularnych sukcesów orężnych, z których zdecydowana większość nie miała (niestety) równie znaczących pozytywnych konsekwencji. Wygrywaliśmy bitwy, ale nie wygrywaliśmy (poza nielicznymi) wojen. Skutki dla państwa były tragiczne. Przykładowo, godne podziwu w wymiarze jednostkowym dokonania „żołnierzy wyklętych” nie mogą pozostawać bez krytycznej analizy uwarunkowań politycznych, jakie im towarzyszyły, bez omówienia wszystkich konsekwencji ich heroicznej postawy. „Kadłubowe” prezentowanie militarnej przeszłości państwa, które polega na epatowaniu odbiorców zwycięstwami oręża, bądź też sugerowaniu, że klęski też były sukcesami, bez ukazywania całokształtu skutków, bez szerszego kontekstu rozlicznych uwarunkowań takiego stanu rzeczy, jest błędne, skazuje nas bowiem na pozostawanie w wąskim kręgu samozadowolenia, utrwala przekonanie, że przegrana jest powodem do dumy, że wojna to „kolorowa zabawa”. Dogmatyczne podejście do przeszłości powoduje co najwyżej budowanie „patriotycznego kościółka”, w którym nie uchodzi „wstawać z kolan”, do ograniczania dyskusji (czy można kwestionować dogmat?). Budzenie społecznych emocji ogranicza nas i cele, jakim historia wojskowości powinna służyć. Historia jako nauka w ogóle, a historia wojskowości w sposób szczególny, nie mogą pełnić roli narodowego „wzruszadła”, ale powinny przyczyniać się do refleksji nad tym, jak to w minionych epokach błędne decyzje czy zaniechania odbijały się tragicznie na losach naszego narodu i państwa. Historia wojskowości będzie się rozwijała jedynie w kontekście badań interdyscyplinarnych (socjologicznych, psychologicznych, prawniczych), badań, w których krytyka (nawet najbardziej bolesna) musi być obecna. Tylko wówczas osiągnie ona swój fundamentalny, najważniejszy cel, jakim jest budowanie kultury politycznej społeczeństwa w zmieniających się warunkach współczesnej Europy.