– Dziewięć osiem złotych proszszszę. Razem z winem policzyłam – powiedziała, wkładając do siatki zakupy Sopla.

Sopel podał banknot stuzłotowy, poczekał cierpliwie na resztę. Otrzymane dwa złote spokojnie włożył do portfela. Poczekał jeszcze kilka sekund, wbijając przekrwione oczy w ekspedientkę. Zaskoczona nieco jego zachowaniem ekspedientka trzymała nadal lewą ręką za uszko reklamówki. Jak każdy sprzedawca z monopolowego niejedno widziała, więc mimo że pieniądze otrzymała, nadal była czujna niczym Żyd w Bagdadzie. Tymczasem Sopel włożył rękę do wewnętrznej kieszeni płaszcza, wyjął legitymację i przystawił pod nos kobiecie.

– Starszy komisarz skarbowy Marian Sopel. Nie wydała mi pani paragonu fiskalnego, mało tego, w ogóle nie nabiła pani moich zakupów na kasie fiskalnej. To przestępstwo…

– Jakich zakupów? – Kobieta wyciągniętym ramieniem, jak dźwig przełożyła siatkę z lady pod ladę i uśmiechnięta spojrzała w oczy Sopla. – Przecież pan niczego jeszcze nie kupował.

– Jak nie kupowałem? Popełniła pani przestęp…

– Pan jest pijany. Czuć od pana alkoholem! – ekspedientka przeszła do ataku. Wyjęła z kieszeni przyciasnych, opiętych na dupie jak balon jeansów telefon komórkowy i ostentacyjnie wybrała numer 112.

– Co pani robi?!

– Policję wzywam. Pijak będzie mi kontrol robił!…

– Oż ty kur… Ja już nie takich mądrych widziałem!