W walce o wpływy nikt nie może być pewny, że najbliższy przyjaciel nie jest wrogiem Na terenie rafinerii w Płocku dochodzi do wybuchu. Służby zajmujące się śledztwem od razu wpadają na trop islamskich terrorystów, jednak podporucznik Robert Jackiewicz jest przekonany, że coś tu się nie zgadza. Hipoteza śledczych, uznawana za pewnik przez opinię publiczną, wydaje mu się mocno podkoloryzowana. Jackiewicz wciąż nie wie, kim jest kobieta, którą dostrzegł na miejscu katastrofy, i dlaczego świadkowie znikają szybciej, niż się pojawiają. Wkrótce okazuje się, że cała sprawa tylko na pozór jest tak oczywista, a tropy prowadzą do maleńkiej wioski oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów od Tibilisi. Podporucznik Jackiewicz rozpoczyna nieoficjalne śledztwo, którego efekty nakazują mu zaliczać do kręgu podejrzanych najważniejsze osoby w państwie. Z każdym dniem widmo destabilizacji coraz bardziej zbliża się do Polski… – Czego właściwie chcesz, Ahmed? – zapytał, gdy pojedynek wygrała ciekawość. – Zaczepiasz mnie na pustej ulicy i nazywasz bratem – powiedział odważniej, robiąc niewielki krok w stronę Ahmeda. – Chciałbym, abyś wykonał misję w imię naszego Pana. Abyś ukarał niewiernych z tego, tfu – splunął teatralnie na ziemię – kraju. Zabijali naszych braci w Iraku, Afganistanie i nie ponieśli nigdy za to żadnej kary. Nasi bracia wyznaczyli ciebie na wykonawcę tej szlachetnej misji. Zostaniesz za to wynagrodzony przede wszystkim w niebie, ale i tu, na Ziemi zostaniesz doceniony. Ty i twoja rodzina. (…)