„Jarmark sensacji” to coś więcej niż reportaż, a mniej niż autobiografia. Powiedzmy – autoreportaż. Kisch uwielbiał traktować siebie jako medium, pisał o sobie z wielką miłością. W jego dziełach można śledzić walkę reportera, który najchętniej zagląda w życie innych ludzi, z pisarzem, który najchętniej zagląda we własne ja.

„Od czasów wydania jego książki «Szalejący reporter» w Czechach do dziś notorycznie dodaje się do nazwiska Kischa przydomek «Szalejący». (Wiele razy, kiedy sam mówiłem «jestem reporterem», natychmiast byłem pytany: «Szalejącym?»). Ale «szalejący» to także taki, co się miota, rzuca, kipi i wścieka. Rzeczywiście: ze wszystkich przekazów, jakie E. E. K. po sobie zostawił, wynika, że był facetem nieznośnym. Pisano, że «intensywnie przeżywał fakty». Miał «nienasyconą ciekawość». Być może zdiagnozowano by to dzisiaj jako ADHD. «Gdy jadę tramwajem – przyznawał – coś zmusza mnie do tego, bym się dowiedział, jaką książkę czyta ów pan w przeciwległym kącie wozu. Śledzę jakąś parkę na przestrzeni kilku ulic, aby się dowiedzieć, jakim mówi językiem. Zaglądam do cudzych okien, odczytuję wszystkie szyldziki na drzwiach mieszkań w kamienicy, do której przybywam w odwiedziny, szukam na cmentarzach znajomych nazwisk. Obojętnych mi ludzi wypytuję o ich życie. Niezwykłe nazwy ulic zmuszają mnie do zastanowienia się, dlaczego one tak właśnie brzmią. Chciałbym przetrząsnąć każdą rupieciarnię i każdy stos starych papierów. Każde ««Wstęp wzbroniony»» nęci mnie do przekroczenia zakazu, każda tajemnica zachęca do jej zgłębienia»”.

Ze wstępu Mariusza Szczygła