Porno nie znaczy od razu coś złego, brzydkiego lub nieobyczajnego. „Pornoplotki” to rymujące się dwuwiersze i nie tylko. Autor ujął kwint esencję myśli w sposób krótki i treściwy, ale nie wprost. To swoista zabawa słowem i domysłami czytającego. Niejeden uśmiechnie się podczas czytania niniejszego woluminu. Słowo rymowane może zapaść też w pamięć, by przytoczyć w stosownej chwili lub posłużyć do towarzyskiego popisu. Nie potępiajmy autora, że za temat obrał ludzki erotyzm i nazwał „to”: „porno…”. Przecież dorośli jesteśmy, a takich wierszyków z puentą żartownisia, znającego swe możliwości i swój wiek rzadko można obecnie znaleźć. Żartowniś ów lubi się powoływać na mistrzów takiego gatunku, jak pan Jan Sztautynger i Stanisław Jerzy Lec. To oni są tu niedościgłym dla Autora „Pornoplotek” wzorem, dającym mu odwagę do publikacji niniejszych fraszek. Autor w jednym z dwuwierszy prosi: „Niech te myśli plugawe, stanowią tylko zabawę” oraz „pro publico bono te plotki ułożono”. Bawmy się zatem dobrym słowem, najlepiej w doborowym towarzystwie.