Witamy w centrum Europy. Tu 13 milionów Polaków ma wszędzie daleko.

Jak wygląda polski transport publiczny po 30 latach III Rzeczpospolitej?

Można streścić tę książkę za pomocą liczb:
– Prawie 14 milionów ludzi w Polsce jest wykluczonych komunikacyjnie.
– Średni wiek polskich wagonów to 25 lat.
– Do więcej niż jednej piątej sołectw nie dociera żaden transport publiczny.
– W 1989 roku polską koleją podróżowało miliard pasażerów rocznie. Dziś – o 700 milionów mniej.

 Można też spróbować w taki sposób:
– Halina nie ma prawa jazdy, więc rzadko wychodzi z domu.
– Grażyna jechała pociągiem, który się palił.
– Mieszkańcy Raszówki ukradli pociąg prezydentowi Lubina.
– W Łubkach bus nie przyjechał, bo kierowca musiał obejrzeć mecz.
 Bilans tej książki: 21 miesięcy. 34 000 km pociągiem. 3 400 km samochodem osobowym. 3 100 km na piechotę. 2 200 km busem.
 
Gdyby Maria Antonina żyła w Polsce w pierwszej dekadzie XXI wieku, doradziłaby: „Nie mają transportu publicznego? Niech jeżdżą samochodami”.


„Zasada numer jeden: jeśli coś na kolei ma się zepsuć, to na bank zepsuje się w piątek o szesnastej dwadzieścia.
Zasada numer dwa: może się zepsuć również w inne dni.
Na przykład jak w tę niedzielę, gdy po nocnej przerwie technologicznej każdy pasażer, który kupił bilet w serwisie internetowym, został Katarzyną Swiniarską.
Albo jak w ten poniedziałek, gdy prezydent Austrii chciał ograniczyć emisję dwutlenku węgla i pojechać na szczyt klimatyczny w Katowicach pociągiem, ale na dworcu w Wiedniu okazało się, że jego wagon nie przyjechał.
Albo jak w pewien wcześniejszy poniedziałek, kiedy kolej została sparaliżowana przez kilkustopniowy mróz. Osiemdziesiąt dwa pociągi spóźniły się więcej niż godzinę. Niektóre odwołano, inne przyjechały z kilkunastogodzinnym opóźnieniem.
– Sorry, taki mamy klimat – powiedziała wtedy minister Bieńkowska” – fragment książki