Luna i Theo czują, że ich małżeństwo weszło w okres stagnacji. W nadziei na zmianę wprowadzają się do starego wiejskiego domu, nie sami jednak, lecz z przyjaciółką – przeciwieństwem Luny, kimś pomiędzy dzieckiem a szeptuchą. Pod jej wpływem w Lunie zaczynają odzywać się sekrety z dzieciństwa; domagają się ujawnienia. A przecież chciała tylko poudawać, że jest kimś innym, córką innego ojca, żoną innego męża. Pragnienie, żeby coś się w życiu zmieniło ziszcza się, ale nie tak, jak sobie wyobrażała. Należało marzyć ostrożnie.


Życie dla siebie czy życie w relacji? Siostrzeństwo. Koniec męskości takiej, jaką znamy. Jak iść dalej, kiedy tak bardzo się boisz? Jak kochać, żeby to była miłość? Liryczność jak u Valerii Luiselli, zwroty akcji jak u Tarantino. Każda z postaci przeżywa tu swoje katharsis z wielkim wdziękiem. I uwielbiam, jak autorka puszcza do nas oko: bo Czechowowska strzelba nie jest tu żadną metaforą, naprawdę stoi oparta o ścianę. I zgadnijcie, czy wystrzela.

Katarzyna Michalczak