Gdy miałam trzy lata, tata odwoził mnie i mojego brata na rowerze do przedszkola oddalonego od domu o nieco ponad cztery kilometry. Nie było wielu innych rowerzystów na tej trasie, ścieżek rowerowych ani kasków. Nie było też benzyny – dostęp do niej skutecz- nie ograniczały nam brak kartek i ceny na czarnym rynku. Brakowało nam przy tym wygodnego połączenia autobusowego. Sporo frajdy sprawiała nam za to wspólna codzienna jazda na rowerze. Tata mówi, że było miło i tanio, a nam – mi w wiklinowym koszyku, a mojemu bratu na małym rowerku koło nas – musiało być przy tym wesoło. W ciągu lat, które dzielą mnie od pierwszych miesięcy edukacji, wiele zmieniło się w polskich miastach. Mamy coraz więcej ścieżek rowerowych, trochę więcej rowerzystów, lepiej rozwinięty transport publiczny, znacznie więcej samochodów na jezdniach, trawnikach oraz chodnikach i tańszą benzynę. Wydawać by się mogło, że w końcu jesteśmy na swoim – coraz więcej z nas może pozwolić sobie na posiadanie auta, co wielu nadal postrzega w kategoriach niezależności. Przez lata w przestrzeniach publicznych inwestowaliśmy więc głównie w przestrzenie dla samochodów – budując kolejne drogi i arterie, zwiększając liczbę pasów, zezwalając na parkowanie niemalże wszędzie, gdzie nie uszkodzimy nadwozia.

Życie jednak jak zwykle płata nam figla – Świa- towa Organizacja Zdrowia nawołuje samorządy do wyciągnięcia ludzi z samochodów, alarmując, że brak ruchu i codzienne poruszanie się autami to jedna z głównych przyczyn licznych chorób i przedwczesnej śmierci na całym świecie. Podkreśla przy tym, że miasta muszą postawić na ograniczanie prędkości i bezpieczeństwo pieszych, bo co roku na drogach ginie ich ponad 270 tys. Kolejne badania pokazują, że stanie w korkach i pokonywanie wielu kilometrów dziennie, aby dotrzeć do pracy czy domu w rozlanych i źle zaplanowanych miastach, podnosi poziom kortyzolu (hormonu stresu) i powoduje liczne problemy środowiskowe, zdrowotne i społeczne. Międzynarodowe dokumenty strategiczne – od nowej Europejskiej Agendy Miejskiej po najnowszą globalną politykę miejską ONZ, Habitat III – stawiają na zrównoważony transport, czyli model przemieszczania się minimalizujący rolę samochodów w miastach. Na przemiany te reagują też polskie ośrodki, choć nie wszystkie, powoli i niekonsekwentnie. Budzą przy tym skrajne reakcje ich mieszkańców – niektórzy lobbują za inwestycjami w zdrowsze i bezpieczniejsze miasta, ulicami nie tylko dla samochodów i rozwojem transportu publicznego. Inni boją się tych zmian, nie chcą ich albo nie wierzą w ich dobre efekty. Pojawiają się liczne napięcia społeczne – konflikty przestrzenne. Niektóre samorządy dążą więc do zrówno- ważonego modelu transportu silną ręką, inne nie robią nic, pozostałe przyjmują strategię małych kroków, licząc na stopniową przemianę mentalności mieszkańców i przekonanie ich do zmian dzięki pokazaniu efektów podjętych działań. Właśnie dlatego najnowszy numer „Magazynu Miasta” poświęciliśmy poszukiwaniom odpo- wiedzi na pytanie, jak z przemianami tego typu radzą sobie miasta-liderzy zrównoważonej mobilności, w jaki sposób rozwiązują pojawiające się wokół nich konflikty społeczne i jak ich mieszkańcy zmieniają zdanie na temat tych przemian po poznaniu ich efektów.

Oddajemy w Wasze ręce 14. numer „Magazynu Miasta”. Łódź, Wiedeń, Gdynia, Rotterdam, Nowy Jork, Poznań, Oakland, Szczecin i Melbourne to tylko niektóre z ośrodków miejskich, którym przyglądamy się przez soczewkę przestrzeni publicznych i zmian związanych z przemieszczaniem się po mieście. Mamy nadzieję, że niejeden z tych przykładów zainspiruje Was do zmiany swoich nawyków i wpłynięcia na mechanizmy, które rządzą przestrzeniami naszych miast.

Dobrej lektury i jak zawsze do zobaczenia na mieście, Marta Żakowska, redaktorka naczelna