Stanisław Lem był do grona futurologów zapraszany nieraz. Propozycji jednak nie przyjmował, ponieważ poważnie wątpił w realny wpływ ich działań na rozwój ludzkości. Naukowcy i eksperci, którzy mieli przewidywać przyszłość i przygotowywać mechanizmy niezbędne do świadomego kształtowania życia społeczeństwa, okazywali się albo niedostatecznie uczeni, albo za mało twórczy. Lem uważał (i zapisał to w swoim wielkim eseju „Fantastyka i futurologia”), że tę w rzeczywistości niespełnioną potrzebę można zrealizować poprzez literaturę science fiction. Wystarczy tylko odpowiedzialnie podejść do określenia „naukowa”. Nie wolno więc było powielać modeli fabularnych z najchętniej czytanych pozycji gatunku, ale tworzyć projekty przyszłościowych technik, wizje kosmicznych istot czy społeczeństw. Krótko mówiąc – zamiast bajdurzyć, tworzyć fantastykę rozumnie i z pomysłem.
W eseju „Fantastyka i futurologia” Lem wskazuje pozycje i autorów z kanonu fantastyki, błyskotliwie je interpretuje, rekonstruując myślowe fundamenty gatunku. Bezlitośnie oddziela marne i stale powtarzane formuły od oryginalnych, wybiegających w przyszłość idei. Przygląda się też swoim książkom, ukazuje źródła natchnienia i wybitnych twórców, którzy byli dla niego inspiracją. Sam stwarza tu pewien system teoretyczny, chociaż robi to oczywiście w sposób niestandardowy – wiadomo przecież o jego krytycznym stosunku do teoretyzowania.